Witamy na stronie

Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Opatowskiej

Aktualności & Blog

Nasz felieton

Wpisałam w Google „Opatów”, potem „ziemia opatowska”, „świętokrzyskie” i najciekawsze co udało mi się znaleźć to odsyłacz do facebookowego profilu Towarzystwa Ziemi Opatowskiej. I nie – nie usiłuję się nikomu przypodobać. Nie miałam przecież w planie badań historycznych, śledzenia wydarzeń politycznych, czy obejrzenia fotograficznej dokumentacji kolejnych rocznic niesamowicie ważnych wydarzeń (wiecie – panowie w garniturach, panie w garsonkach, mikrofony, mównice, kwiaty). Chciałam sobie tak po prostu przypomnieć Opatów, sprawdzić co nowego, co się zmieniło. Wybrałam się w wirtualną podróż sentymentalną, przeglądając zdjęcia zamieszczone na profilu, czytając podpisy i komentarze.

Szukam znajomych miejsc, znajomych nazwisk… Z miejscami nie ma problemu. Poznaję budynki, ulice i uliczki. Najdłużej zatrzymuję się przy widoku miasteczka
z lotu ptaka, jeżdżę kursorem w tę i we w tę, gubię się (w realu też się gubię – wiecie: w lewo, w prawo, ale w moje lewo, czy jak?), odnajduję jakieś znane punkty.
W końcu przerzucam się na mapę Google i tym nieposłusznym żółtym ludzikiem przemierzam trasę od domu do szkoły, ze szkoły do sklepu, ze sklepu do bloku,
w którym mieszkała szkolna przyjaciółka. Bloki mi się mylą, szyldy sklepów, których „wtedy” nie było dezorientują. Biedronka, Lidl, jakiś bank, dworzec nie tu gdzie kiedyś, a na koniec prawie przegapiam Opatówkę. W końcu żółty ludzik się zacina i odmawia współpracy.

Z ludźmi jeszcze większe problemy. Powyjeżdżali, dziewczyny powychodziły za mąż i pozmieniały nazwiska, niektórzy poumierali, albo w internecie ich nie znajdę, bo żyją sobie spokojnie i media społecznościowe do szczęścia im niepotrzebne.
A nawet gdybyśmy się minęli na ulicy – poznałabym? Lata minęły, zmieniliśmy się. Jedni utyli, inni schudli, posiwieli lub wyłysieli, wzbogacili się, albo zbiednieli, nabrali wiary w siebie, albo zgorzknieli. 
Tych, którzy wyjechali i nie wrócili już do Opatowa, jest całkiem sporo. Większość, jak ja, zaraz po maturze – studia, potem praca, nowi znajomi, jakieś mieszkania, rodziny, dzieci. A tu co? Stara śpiewka – nie ma pracy, nie ma perspektyw. Tu przyjeżdża się na święta, latem, jak dzieci mają wakacje, albo na pierwszego listopada, zapalić świeczkę na grobie bliskich.

Jeśli przy okazji spotkamy starych znajomych, mieszkających, pracujących, żyjących w Opatowie jest okazja zadać szyku, podkolorować, podrasować trochę to nasze nieopatowskie życie, brzuch wciągnąć, sukcesami dzieci się pochwalić. W końcu tu prowincja, a my ze świata przyjechaliśmy. I czasami jest to świat bardzo odległy – Kanada, USA, Australia, Niemcy (Warszawa, Lublin, czy Kraków to całkiem niedaleka opcja), więc chciałoby się jakoś błysnąć, wzbudzić podziw, a przynajmniej utwierdzić się w tym naszym wyborze. 
Ale wiecie co? To już jest trochę passe. Świat się zmienia. Ludzie się zmieniają i nawet Opatów się zmienia. Z nami lub bez nas, na lepsze, lub na gorsze, wolniej, lub szybciej, ale zmienia się.

Kiedy miałam 18 lat, Opatów liczył 8 tysięcy mieszkańców. Teraz niewiele ponad 6 tysięcy. To chyba pozytywne nie jest ? Ale pewnie też wkrótce ulegnie zmianie, bo od końca lat dziewięćdziesiątych maleje liczba ludności w wielkich ośrodkach miejskich, przybywa za to mieszkańców wsi i niewielkich miasteczek. Prowincja górą! Ucieczka do metropolii przestaje być największym marzeniem. Niektórzy wręcz odwrotnie – szukają swojego miejsca z dala od milionowych miast i owo „brak pracy, brak perspektyw” jakoś ich nie zniechęca. Na pracę mają pomysł, a perspektywy przywożą ze sobą, albo tworzą na miejscu.
A co z potrzebą anonimowości, dynamizmu i dostępności do dóbr wszelkich? Bo to te nie najbłahsze przyczyny migrowania z małych miasteczek do wielkich aglomeracji.

Myślę, że i to się zmieniło.
– Nie masz pojęcia ilu w Opatowie, jest turystów!” – mówi koleżanka, opatowianka z urodzenia.
Ano nie mam. Ale wyobrażam sobie — w końcu historia, zabytki, turystyka.
Warto spoglądać zza firanki, żeby wiedzieć „kto, z kim, dokąd i dlaczego”? Mamy przecież Facebooka, TikToka, a w ostateczności telewizję. Poza tym mieszają się napływowi z turystami, rodowici opatowianie z takimi, którzy pomieszkają tu parę lat i gdzieś nagle znikają, jedni przyjeżdżają tylko do pracy, inni z pracy ledwie na noc wracają. Kto by nad tym zapanował, zwłaszcza że i czasu na plotki brakuje, bo przecież jest jeszcze ciągle parę rzeczy do zrobienia, kilka pomysłów do zrealizowania. Jak choćby ta strona internetowa.

Podczas mojej następnej podróży sentymentalnej nie będę już musiała męczyć się z rozpaczliwie machającym łapkami, żółtym ludzikiem z Google Maps. A gdyby ktoś z rodziny, albo przyjaciół planował urlop i wybierał się w tamte strony, to już wiem gdzie ich kierować.
Chaotyczne, wyrywkowe, często nieaktualne informacje o Opatowie, czy facebookowe fanpejdże, to zawsze coś, ale…
Porządna, przemyślana strona internetowa to jednak coś zupełnie innego.

Z pozdrowieniami Eliza Veinard

Kilka faktów
Te liczby mówią same za siebie
i są wskaźnikiem naszej pracy.
Ratujemy zabytkowe nagrobki

W czasie kwest prowadzonych od 2009 roku przy okazji święta
1 listopada zebraliśmy, kwotę ponad:

0 PLN

Do obecnej chwili wydaliśmy kilkadziesiąt numerów naszego pisma Ziemia Opatowska i robimy to już:

0 lat
Wiecznie młodzi

Zachowujemy młodość jeżeli nie ciała to na pewno ducha, mimo że od zjazdu założycielskiego minęło: 

0 lat

Wiekich rzeczy nigdy nie robi jedna osoba.
Robi je zespół ludzi.
Mamy to szczęście, że stanowimy zgraną grupę osób, których łączy wspólna idea.

Nasi partnerzy